Strona:PL Teodor Jeske-Choiński Ostatni Rzymianie Tom I.djvu/136

Ta strona została uwierzytelniona.

wcale wdzięczny. Dla powagi rządu należy unikać wszelkiej walki wojska z ludem, losy bowiem takich walk bywają rozmaite. Niejeden już tron runął w proch, zdruzgotany gniewem motłochu.
Wojewoda zrozumiał, dokąd prefekt zmierza. Chciał go przerazić odpowiedzialnością za czyn nierozważny, którego niepomyślny skutek mógł osłabić powagę rządu chrześciańskiego. Wiedział on sam bardzo dobrze, iż stała załoga rzymska, licząca tylko trzy tysiące mieczów, nie wytrzymałaby nacisku tłumów, które zalały dziś miasto, zwłaszcza, że te tłumy przyniosły z sobą broń i nienawiść do wyznawców Chrystusa.
Ale dlaczego zwraca prefekt jego uwagę na trudne położenie? Jeżeli kto, to nie miał on prawa do napomnień i wyrzutów. Wszakże to trudne położenie było jego dziełem.
— Troska o spokój boskiego i wiecznego pana przywiodła mnie do ciebie, prześwietny prefekcie — wyrzekł Fabricyusz wyniośle. — Spodziewałem się u ciebie, u sługi cesarskiego, pomocy, a znalazłem zdradę, przemawiającą z chytrością węża. Gdybyś dbał o spokój naszego pana, kazałbyś obcym przybyszom opuścić niezwłocznie miasto i wstrzymałbyś uroczysty pogrzeb szaleńców, którzy odnieśli tylko zasłużoną karę za nienawiść do Boga prawdziwego... Ale ty tego nie uczynisz... Daremnie usiłujesz zmylić moją czujność słowem podstępnem...
Flawianus poruszył się na krześle. Bezwzględność chrześcianina zaczęła przekraczać miarę jego cierpliwości. Ten młokos sądził go ciągle i strofował.