Strona:PL Teodor Jeske-Choiński Ostatni Rzymianie Tom I.djvu/137

Ta strona została uwierzytelniona.

— Jeżeli ów pogrzeb, którego się niepotrzebnie obawiasz — odparł — przysporzy trosk dworowi w Wiennie, będziesz ty za nieszczęście odpowiadał. Co do mnie, uczyniłem wszystko, by z tego zbiegowiska nie wynikły skutki, niepomyślne dla rządu. Straż miejska zamknie ulice śródmieścia i nie dopuści wichrzycielów do korowodu. Wystarcza odgrodzić wrogie sobie żywioły, aby zapobiedz nieporządkom. Niech i twoi żołnierze powstrzymają gwałtowność twoich współwyznawców, a cofniesz jutro słowa podejrzliwe, któremi mnie dziś obrażasz. Przybysze z prowincyyi, oddawszy cześć umarłym, wrócą spokojnie do domów, unosząc z sobą pamięć zwykłego widowiska.
Długo patrzał wojewoda na prefekta, przeszywając go wzrokiem badawczym. Zrozumiał, że w razie rozruchów uczynią poganie chrześcian odpowiedzialnymi za krew przelaną.
Gdyby był pewnym zwycięstwa, nie lękałby się tego oskarżenia. Wszakże przybył do Rzymu z mieczem pogromcy... Ale ten miecz okryłby się dziś niezawodnie hańbą... Trzeba więc trzymać na wodzy gniew sprawiedliwy dopóty, dopóki legiony, rozrzucone po miastach Italii, nie wzmocnią załogi stolicy.
— Chytrość wasza obezwładniła mnie tym razem — rzekł Fabricyusz — ale mam nadzieję, że się to już więcej nie powtórzy. Opieracie się daremnie światłu prawdziwej wiary. Bogowie wasi muszą runąć, chociażby ulicami Rzymu miały płynąć potoki krwi winnej i niewinnej, albowiem tak postanowiono tam, gdzie się wyroki nigdy nie zmieniają.