Strona:PL Teodor Jeske-Choiński Ostatni Rzymianie Tom I.djvu/145

Ta strona została uwierzytelniona.

Jego słowa ostatnie brzmiały po brutalnej groźbie, jak obelga. Ale ten, którego miały przerazić, nie zauważył ich wcale.
Prokurator, splótłszy ręce na łonie, patrzył smutnym wzrokiem na wyszczerbioną posadzkę. Nie było już dzieła, które zachwycało tyle pokoleń...
Miał się poskarżyć w Wiennie?... Znalazłżeby tam wyrok sprawiedliwy na burzyciela pamiątek rzymskich? Wszakże ci imperatorowie samowładni byli tak samo nowymi ludźmi, jak wojewoda, jak całe ich otoczenie. Żadnemu z nich nie opowiadała tradycya o przodkach, którzy służyli Rzymowi przez szereg wieków. Nie byli oni potomkami patrycyuszów, jak Juliowie i Klaudyowie, ani rycerzów, jak Flawiowie i Antoninowie. W ich żyłach nie płynęła nawet krew plebejów „wilczego plemienia.”
Wyrzuceni na tron samowolą wojska, zmieniali się szybko, brodząc we krwi współzawodników, aż ktoś śmielszy, mocniejszy nie położył kresu ich rządom. Wczorajszy „boski i wieczny pan” walał się dziś w błocie, dawał gardło, ustępując miejsca szczęśliwszemu żołnierzowi. Pochodząc z różnych narodów i warstw, nie lubili Rzymu, owianego sławą lat tysiąca. Kołyska i twórczyni wielkości państwa przypominała im każdym gmachem, pomnikiem, kamieniem nieomal, pamiętającym czasy odległe, ich świeżą przeszłość. Głównie dla tego blasku, który opromieniał „wieczną, świętą, złotą Romę” przenieśli stolicę do Bizancyum i popierali „zabobon wschodni,” czując w nowej wierze pogromcę niemiłej im przeszłości. Rozumniejsi z pomiędzy nich, jak Konstantyn, starali się zachować pamiątki ga-