snącej cywilizacyi, przyozdabiając niemi rezydencye cesarskie.
Ale tych miłośników sztuki i literatury grecko-rzymskiej było niewielu pomiędzy imperatorami czwartego stulecia. Młody Walentynian, syn Panończyka, którego żadna nić serdeczna nie łączyła z „miastem miast,” otoczony Allemanami, Frankami i Gallami, nie zwróciłby prawdopodobnie nawet uwagi na skargę rządcy zabytków rzymskich. Cóż jego, chrześcianina i syna rasy barbarzyńskiej, mogła obchodzić jakaś mozaika, przedstawiająca boginię pogańską?
Wojewoda nie byłby tak śmiało przemawiał, gdyby nie był pewnym oklasku dworu w Wiennie. Zrozumiał to prokurator, przeto spojrzał jeszcze raz na starożytną posadzkę, westchnął i oddalił się krokiem wolnym.
Wojewoda przebiegłszy kilka pokojów, zatrzymał się w sali, która była niegdyś jadalnią Augusta. Znajdował się tu stół przy stole, a za każdym z nich siedział wojskowy.
— Chorąży Liciniusz! — zawołał.
— Ty rozkazałeś, wojewodo — odezwał się z kąta wezwany.
— Wyślesz natychmiast rozkaz do obozu!
Chorąży zbliżył się z tabliczką woskowaną.
— Zaraz po zachodzie słońca — dyktował wojewoda — zamkną piesze kohorty wszystkie ulice śródmieścia i nie dopuszczą do niego chrześcian. Gdyby się jaki wichrzyciel chciał przedrzeć przez łańcuch, związać go i czuwać nad nim dopóty, dopóki się pogrzeb nie skończy. Broni użyć dopiero
Strona:PL Teodor Jeske-Choiński Ostatni Rzymianie Tom I.djvu/146
Ta strona została uwierzytelniona.