do oddalonych prowincyi, a jemu przysłano Allemanów. (Idy będzie miał swoich ludzi...
Obrzucił rynek groźnem spojrzeniem.
— Zginiecie wszyscy — dopowiedział sobie w duszy albo ukorzycie się przed nowym porządkiem.
Wzrok jego, wracając do mównicy, padł na Faustę Auzonię. Stała z głową, przegiętą w tył, wpatrzona w świątynię kapitolińską.
Blask pochodni oświecał jej twarz niezwykle bladą, z której odrzuciła welon. W jej szeroko otwartych, ciemnemi obwódkami podkrążonych oczach, szkliły się łzy powstrzymywane, a na rozchylonych ustach zastygła jakaś bolesna, niema prośba.
Spowita w białe suknie, zbudowana, jak arcydzieło znakomitego rzeźbiarza, była podobną do posągu modlącej się Westy.
I ona wzywała pomocy Jowisza, a błagała go całą duszą o zmiłowanie nad „świętym Rzymem.” Była poganką i patryotką aż do najskrytszych tajników serca, oddaną każdą myślą tradycyom przeszłości.
Widział to wojewoda. Jego żarliwość chrześciańska oburzała się na ten upór pogański, ale jakaś siła, mocniejsza od jego nienawiści religijnej, pchała go do Fausty Auzonii. Zdawało mu się, że znał ją oddawna, że była mu blizką, tak blizką, iż dziwił się przeszkodom, które go od niej oddzielały.
— Ciebie jednej będę oszczędzał — obiecywał sobie.
Strona:PL Teodor Jeske-Choiński Ostatni Rzymianie Tom I.djvu/170
Ta strona została skorygowana.