Strona:PL Teodor Jeske-Choiński Ostatni Rzymianie Tom I.djvu/174

Ta strona została skorygowana.

Miejsce Achillesa na rydwanie złoconym zajął inny histryon, przebrany za Patrokla i recytował głosem śpiewnym, podobnym do płaczu:

Śpisz, zapomniałeś, Achillu, o swym towarzyszu kochanym,
Nie opuszczałeś za życia, po śmierci teraz opuszczasz.
Grzeb mnie w ziemię czemprędzej, niech przejdę bramę Hadesu,
Dusze-bo mnogie dostępu mi bronią, cienie umarłych.
Nie przepuszają[1] przez Styks i połączyć się ze mną nie chcą,
Tak więc tułam się przed Hadesem wysokobramiastym.
Podaj dłoń nieszczęśliwemu druhowi: z otchłani podziemnej
Już nie powrócę do ciebie, gdy ogniem raz mnie ukoisz.


Jak na rynku, witały korowód i na ulicy Szerokiej zamknięte sklepy, warsztaty i domy. Nad każdemi drzwiami paliła się pochodnia. Wszędzie, gdzie do głównej arteryi miasta wpadały boczne uliczki, połyskiwały szyszaki, zbroje i miecze. Wojsko czuwało nad bezpieczeństwem pogan.
Była to ostrożność zbyteczna, chrześcianie bowiem, przerażeni niezwykłym napływem mieszkańców z prowincyi i groźną ich postawą, usunęli się sami z drogi podrażnionemu gniewowi wyznawców starych bogów Rzymu. Lękliwsi przybrali nawet swoje domy w gałęzie cyprysu.

Bez żadnej przeszkody doszedł korowód do łuku Klaudyusza i skręciwszy na lewo, pomiędzy świątyniami Marka Aureliusza i Hadryana, posuwał się główną aleją Pola Marsowego ku bramie Aurelijskiej. Tu, nad brzegiem Tybru, naprzeciw mauzoleum Hadryana, wznosił się olbrzymi stos, zbudowany w kształcie ołtarza. Zdobiły go kobierce i wieńce.

  1. Przypis własny Wikiźródeł Błąd w druku; powinno być – przepuszczają.