Strona:PL Teodor Jeske-Choiński Ostatni Rzymianie Tom I.djvu/180

Ta strona została skorygowana.

kazywało już światu z tronu Cezarów, nie ogarnęło jeszcze nawet połowy cesarstwa.
Ale wiedzieli o tem imperatorowie i dlatego nie spieszyli się z zastosowaniem środków gwałtownych do Italii. Teodozyusz, chociaż nakazał zamknąć świątynie pogańskie, nie posłał do Rzymu swoich Gotów, by poparli mieczem jego edykt.
Młodość wojewody zżymała się na zwłokę. Wysłał dziś do Walentyniana kuryera z dokładnym opisem położenia, jakie zastał w Rzymie i z prośbą o legiony gallijskie.
Z dołu, od strony wzgórza Celijskiego, płynęła znów do niego wrzawa biesiadników. Rozciągały się tam po drugiej stronie drogi Tryumfalnej ogrody Symmacha.
— Ucztujcie — mówił wojewoda. — To wasza stypa pogrzebowa...
Spojrzał na Kapitol. Biała warownia pogaństwa, cicha, rozmarzona, zdawała się śnić o przeszłej świetności. Tyle tryumfów widziała i tyle zasługi, nagrodzonej przez wdzięczny naród.
Całe dzieje Rzymu, lat tysiące szczęścia i chwały, przeciągnęły przed nią, składając u jej stóp wieńce, zdobyte w krwawych bojach.
Ale serce nowego Rzymianina nie ukorzyło się przed tym świadkiem cnót i bohaterstwa. Dla niego był to dom złych demonów, czyhających na duszę wiernego chrześcianina.
Więc pogroził świątyni Jowisza pięścią i wyrzekł:
— I po tobie zostanie kupa gruzów! Znikniesz z powierzchni ziemi, jak gdybyś nigdy nie istniała,