Strona:PL Teodor Jeske-Choiński Ostatni Rzymianie Tom I.djvu/182

Ta strona została skorygowana.

Daremnie starał się zatrzeć w pamięci obraz westalki. Wszakże Fausta Auzonia była służebnicą zabobonów pogańskich i uwielbiała to, czego on nienawidził. Wolnoż jemu, chrześcianinowi i zwolennikowi nowego porządku, kochać nieprzyjaciółkę prawdziwego Boga? Ta grzeszna namiętność może zaprzepaścić jego duszę, zamknąć przed nim bramy królestwa niebieskiego.
Wojewoda walczył z rodzącą się w jego sercu miłością, odpychał od siebie obraz Fausty Auzonii, wmawiał w siebie wstręt do kapłanki Westy, lecz kiedy zasypiał, przypominał sobie znów jej bladą, poważną twarz, jej ruchy, spojrzenia i dźwięk głosu.
Dziś ssał w siebie jej postać przez kilka godzin.
Na głównym rynku stał tuż obok niej, na Polu Marsowem nie spuszczał z niej oczu. Coraz więcej zdawała mu się ta obca kobieta, niezłączona z nim ani wspólnemi tradycyami, ani celami życia, blizką, dawno znaną. Jakiś dziwny czar wiał z niej na niego i osnuwał jego wolę, iż traciła hart żołnierski i gwałtowność barbarzyńską.
A ona? Ona nie zwracała na niego uwagi. Nawet przelotnem spojrzeniem nie uszczęśliwiła go dziś, chociaż ocierali się prawie o siebie.
W trzy dni po pierwszych odwiedzinach zastukał po raz wtóry do furty Atrium Westy.
Nie przyjęto go. Wywoływacz oznajmił mu, że Fausta Auzonia spełnia właśnie swoje święte czynności.
Nie chciała go widzieć... I rzeczywiście... Jakiż stosunek mógłby się zawiązać między nim, chrześcianinem, a nią, kapłanką pogańską? Gdyby była nie-