Strona:PL Teodor Jeske-Choiński Ostatni Rzymianie Tom I.djvu/188

Ta strona została skorygowana.

ich bogów życie i mienie, nie bronili właściwie tych bogów, fanatyzm bowiem religijny nie roznamiętniał nigdy praktycznej duszy rzymskiej. Jak dla Marka Aureliusza, było i dla nich pogaństwo tylko wiarą polityczną, narodową, zespoloną tak ściśle z istnieniem „świętej, wiecznej, złotej” Romy, iż nie wystawiali jej sobie bez Jowisza, Marsa i Westy. Przekonani, iż droga im przeszłość runie razem ze swoimi ołtarzami, uczepili się tych ołtarzów z rozpaczą straceńców.
Kiedy senatorowie spoczęli na krzesłach, zaczął Symmachus:
— Że nam grozi poważne niebezpieczeństwo, przesławni ojcowie, o tem mówić nie potrzebuję. Znamy wszyscy bardzo dobrze gwałtowność Teodozyusza, który dowiódł niejednokrotnie, iż potrafi się mścić i nie liczyć ofiar, gdy go gniew uniesie. I mówić wam także nie potrzebuję o doniosłości dzisiejszego pogrzebu. Zerwaliśmy most pomiędzy Rzymem a Konstantynopolem, obraziliśmy śmiertelnie Galilejczyków, którzy nam tej zniewagi nie przebaczą. Zdaje się że nie ma wpośród nas nikogo, ktoby się łudził możliwością utrzymania dalszej zgody z wrogami naszych bogów.
Zatrzymał się, czekając na odpowiedź, a kiedy mu nikt nie zaprzeczył, ciągnął dalej, zniżywszy głos:
— Milczenie wasze, przesławni ojcowie, uwalnia mnie od wyliczenia krzywd, jakich doznajemy od rządu Galilejczyków i ułatwia porozumienie. Mówi mi ono, iż oceniacie wszyscy ważność chwili i zgadzacie się ze mną na konieczność czynnej obrony.