Strona:PL Teodor Jeske-Choiński Ostatni Rzymianie Tom I.djvu/191

Ta strona została skorygowana.

kuryonowie, trzeba nagromadzić znaczny zapas mieczów, włóczni, tarczy, zbroi i pocisków; prefekt stolicy zaopatrzy śpichlerze ziarnem, oliwą, winem i suszonem mięsem na wypadek oblężenia. Teodozyusz, chociaż zgnuśniał od pewnego czasu, ukołysany powodzeniem, mógłby sobie przypomnieć, że był kiedyś sprężystym i mężnym wodzem. Powinniśmy starać się przywiązać do siebie niewolników i nakłonić innych wielbicielów dawnego porządku, żeby tak samo czynili. Może będziemy potrzebowali wkrótce dużo ramion, zaś śmierć nie wybiera między ramieniem wolnem a niewolnem. Zanim jednak rozpoczniemy niebezpieczną robotę, należy pomyśleć przedewszystkiem o skarbie, bez pieniędzy bowiem nie pozyskamy ani jednego miecza. Sądzę, że wystarczy na początek, gdy każdy z nas złoży na ręce Symmacha po dziesięć milionów sesterców. Niech konsul będzie naszym skarbnikiem.
Żaden z senatorów nie zdziwił się znacznej sumie. Dawali oni więcej na cele mniej ważne.
— Zgadzamy się — odezwał się najstarszy z nich, Klaudyanus.
— Zgadzamy się — powtórzyli inni.
— Od tej daniny, do której nakłonimy wszystkich bogatych Rzymian — mówił Flawianus — zwolnimy tylko dziewice Westy, których modlitwie polecamy nasz smutek i naszą krzywdę.
— Od tej daniny, której od nas żąda ojczyzna _ wyrzekła Fausta Auzonia — nie może nikt. uwolnić Rzymianina, który posiada sumę oznaczoną. Mój rządca wręczy jutro konsulowi dziesięć milionów.