Strona:PL Teodor Jeske-Choiński Ostatni Rzymianie Tom I.djvu/193

Ta strona została skorygowana.

I znów dziękowały jej spojrzenia, pełne szacunku.
Zwróciwszy się do senatorów, ciągnął Flawianus dalej:
— Z łaski wolnych Franków, których duch niespokojny zatrudnia dotąd Arbogasta, mamy dosyć czasu do przygotowania. I Gotowie Teodozyusza, osłabieni wojną z Maksymem, oparliby się nagłej wyprawie. Z tych dwóch względów nie potrzebujemy się obawiać niespodziewanego napadu. Zanim Arbogast poskromi Franków, co nie nastąpi przed wiosną, a Teodozyusz nakłoni Gotów do nowej roboty, możemy uzbroić całą Italię i kupić miecze kilku plemion germańskich, koczujących po drugiej stronie Dunaju. Tymczasem należy zwrócić baczną uwagę na działalność Fabricyusza i krzyżować jego rozporządzenia, nie szczędząc pieniędzy. Legiony, rozłożone w Italii, nie powinny w razie przedwczesnego wybuchu nienawiści naszego ludu, uledz rozkazom wojewody. Jego żarliwość chrześciańska, gdybyśmy nie osłabili jej siły, mogłaby nas zmusić do czynów nierozważnych. Kto z was, przesławni ojcowie, chce czuwać nad krokami tego Galilejczyka?
— Na biesiadach Waleryusza spotykałem zawsze dowódców załogi rzymskiej — zauważył Symmachus.
— Uczynię, czego ode mnie żądacie, przesławni ojcowie — odezwał się senator Waleryusz.
— A teraz — mówił Flawianus — kiedy wiemy, dokąd dążymy, zostaje nam już tylko wybór naczelnika, którego wola byłaby dla nas prawem najwyższem, jedynem. Gdy naród ostrzy miecze, powinien