Strona:PL Teodor Jeske-Choiński Ostatni Rzymianie Tom I.djvu/194

Ta strona została skorygowana.

jeden rozkazywać, aby te miecze uderzały szybko i skutecznie. Wojna nie znosi przewlekłych rozpraw i długich namysłów. Zwycięstwo sprzyja śmiałym.
Zaledwo umilkł, wybiegło ze wszystkich ust jedno nazwisko:
— Flawianus!
— Ty prowadź wierne dzieci Rzymu — wyrzekł Symmachus — kiedy im Przeznaczenie każe bronić praw swoich na krwawem polu. Ty poprowadzisz je do zwycięstwa i chwały.
— Poprowadzę je do zwycięstwa i chwały! — zawołał Flawianus.
Podniósł się z krzesła, ujął połę togi, a opuszczając ją wolno ku ziemi, rzekł głosem uroczystym:
— W imieniu waszem, przesławni ojcowie, i ludu rzymskiego wypowiadam imperatorom chrześciańskim walkę na śmierć i życie. Jeśli nie złamię ich pychy, wrócą do was moje prochy...
Wtem stała się rzecz szczególna. Jedna z lamp, umieszczona na wysokiej bronzowej podstawie, zachwiała się bez żadnej przyczyny i spadła z łoskotem na posadzkę mozaikową. Przez kilka chwil tlił knot, potem błysnął jeszcze raz i zgasł pod samemi stopami Flawiana.
W sali uczyniła się cisza grobowa. Senatorowie spoglądali po sobie przerażeni, Fausta Auzonia zerwała się z sofy i stanęła za wujem, jak gdyby go chciała zasłonić przed ciosem niespodziewanym.
Flawianus patrzył jakiś czas na rozbite naczynie wzrokiem osłupiałym, następnie, uśmiechnąwszy się nieszczerze, wyrzekł do Symmacha: