Strona:PL Teodor Jeske-Choiński Ostatni Rzymianie Tom I.djvu/199

Ta strona została skorygowana.

W tej chwili zaczął się trójnóg chwiać, sznurek drgnął w ręku arcykapłanki, rozbujał się wolno i pierścień uderzył o brzeg naczynia, dotykając litery G.
Skwapliwie zapisał Symmachus oznaczoną literę na tabliczce.
Pierścień chodził teraz ciągle wokoło, lecz przeskakiwał tak szybko z litery na literę, iż konsul nie mógł rozróżnić, na którem miejscu się dłużej zatrzymywał.
Po jakimś czasie ustało bujanie sznurka — westalka spojrzała na obecnych wzrokiem sennym zmęczonym i osunęła się na krzesło.
— Czytajcie! — wyrzekła głosem gasnącym.
A kiedy senatorowie usiłowali z zapisanych liter złożyć daremnie zdanie zrozumiałe, wzięła tabliczkę od Symmacha, przypatrzyła się pismu uważnie i wygłosiła:
— Gdy dwa wielkie wojska staną nad małą rzeką, zginie bóg potężny...
— Bóg Galilejczyków! — zawołał Flawianus z radością. Tylko jego mogły mieć duchy opiekuńcze Rzymu na myśli. Owe dwa wielkie wojska, to nasze i Teodozyusza, owa mała rzeka, to jakiś potok górski. Spotkamy się niezawodnie u podnóża Alp Julijskich, na granicy prefektur wschodnich i zachodnich.
Nikt nie przeczył mu, człowiek bowiem wierzy zawsze chętnie w to, czego pragnie gorąco.
— Za cenę zwycięstwa nad Galilejczykami położę starą głowę bez żalu na polu chwały — mówił Flawianus! — Ziemia, przesiąkła krwią naszych wro-