Na stole, złożywszy głowę na twardej księdze, spała Porcya, znużona widocznie czytaniem. Przed nią leżała duża lalka, zaś u jej stóp, zwinięta w kłębek, spoczywała Lydia.
Suka brytańska podniosła kudłaty łeb. Na widok pana zaczęła merdać ogonem.
Kajus Juliusz zbliżył się do siostry, pochylił się nad nią i pocałował ją w szyję.
— Porcyo! — wyrzekł głosem miękkim.
Dziewczyna przebudziła się, wytrzeszczyła na niego nieprzytomne oczy...
— Galilejczycy... Galilejczycy!... — bąknęła.
Ale poznawszy brata, rozśmiała się wesoło.
Śniło mi się, że Galilejczycy podpalili świątynię Jowisza kapitolińskiego — odezwała się, chwytając rękę brata. — Prawda, że to straszny sen?...
— Po główce mojej siostrzyczki chodzą myśli ponure — mowił[1] Kajus Juliusz — kiedy ją sny tak przykre straszą. Od jakiego to czasu czuwają dzieci po nocach? Widzę, że pozbawiłem cię zawcześnie opieki niańki.
Ogarnął jej twarz przybladłą wzrokiem troskliwym.
— Będziesz miała jutro oczęta czerwone.
Ona ocierała głowę o jego ramię, jak rozpieszczony kotek i odparła:
— Nazywasz mnie ciągle dzieckiem, jakbym się jeszcze bawiła...
Urwała i zarumieniła się pod same włosy, dostrzegła bowiem, że Kajus Juliusz spogląda drwiąco na lalkę.
- ↑ Błąd w druku; powinno być – mówił.