Strona:PL Teodor Jeske-Choiński Ostatni Rzymianie Tom I.djvu/210

Ta strona została skorygowana.

szający się w nędzy swojej nadzieją nagrody na świecie innym, lecz możny pan, szafarz dostojeństw, tytułów, złota — dawca władzy i chleba.
I jak za każdym hojnym magnatem ciągnie zawsze zgraja pieczeniarzów, próżniaków i karyerowiczów różnego rodzaju, tak wciskały się teraz do chrześciaństwa wszystkiemi szczelinami szumowiny ludzkie, wnosząc z sobą pospolite samolubstwo, chciwość dóbr doczesnych, zawiść i podstęp.
Kapłan chrześciański nie ukrywał się już w norach podziemnych, ubogi i prześladowany. Imperatorowie oddali na jego użytek dobra świątyń pogańskich, a wierni zasypywali go legatami.
Biskup chrześciański nie nauczał już w grobach i szopach zapomnianych. Rząd wyznaczył mu mieszkanie w pałacach patrycyuszów, otoczył go opieką tronu i postawił w hierarchii tak wysoko, iż pierwsi dygnitarze państwa zazdrościli mu znaczenia.
Kto się poświęcił wzgardzonemu niedawno Bogu wydziedziczonych, począwszy od biskupa, a skończywszy na odźwiernym kościoła, tego uwalniało prawo od służby wojskowej i miejskiej, od podatków i wszelkich ciężarów gminnych.
Więc rzuciły się kruki, lisy, żmije i drapieżne ptactwo rodu ludzkiego na owoce trzechwiekowego bohaterstwa, na plon, który dojrzał, podlewany łzami i krwią wielu pokoleń.
Nikczemnicy, biorąc sobie do pomocy niezgodę i głupstwo, usiłowali zgarnąć zapłatę, wysłużoną przez szlachetnych.