Strona:PL Teodor Jeske-Choiński Ostatni Rzymianie Tom I.djvu/211

Ta strona została skorygowana.

Jak na rynkach, w komicyach i kuryach rzymskich za czasów rzeczypospolitej, tak wichrzyły teraz namiętności ludzkie w kościołach.
Każda wolna stolica biskupia wprawiała w ruch podległe jej miasta i osady. Tworzyły się stronnictwa, odbywały się zebrania przedwyborcze; bitemi gościńcami pędzili kuryerowie; poczta cesarska nie mogła nastarczyć koni dla agitatorów.
Wszyscy ojcowie kościoła czwartego stulecia, Św. Hyeronim, św. Atanazy, św. Grzegorz, św. Ambroży i wielu innych, skarżą się na zanik cnót chrześciańskich i przypominają wiernym zasady Boskiej nauki.
Nie cnoty chrześciańskie zanikały i więdły, nie Boska Nauka traciła swą moc, bo zaczynała dopiero rozkwitać, lecz jej idealne formy, stworzone przez święty zapał i natchnienie pierwszych wyznawców Chrystusa, przestały być hamulcem dla nieszlachetnych namiętności. Wszakże traci człowiek w szczęściu pamięć przebytej niedoli i psuje wszystko, czego się tylko dotnie...
Chrześciaństwo nie było już tropionem zajadle zwierzęciem, osaczonem w kniei ze wszystkich stron przez sforę psów krwiożerczych, i oto dlaczego przygasał jego blask nadziemski.
Równocześnie z samolubstwem i zawiścią podniosła niezgoda głowę niespokojną.
Ognista ziemia Afryki i sporami filozofów przesiąkła Grecya płodziły co chwila jakąś nową herezyę, która wstrząsała gmachem Kościoła, grożąc mu upadkiem. Z Aleksandryi i miast heleńskich rozlewały się na całe cesarstwo coraz to inne poprawki,