czepił się od swojej gromady i zbliżył się do znajomych z innego obozu, usiłując ich przeciągnąć na swoją stronę. Wszczęty się dysputy, rosła wrzawa, czerwieniły się twarze, zapalały oczy...
— Hyeronim biskupem! — wołali prawowierni katolicy.
— Piotr będzie nas prowadził! — domagali się Aryanie.
— Grzegorz, Grzegorz! — krzyczeli Manicheusze.
— Cicho tam, heretycy! — odezwał się ktoś.
— Wy sami heretycy! — odpowiedział inny.
— Heretycy, heretycy! — padało ze wszystkich stron.
Przezwisko „heretyków” przelatywało od gromady do gromady, coraz groźniejsze.
Wtem wstąpił na kazalnicę retor Piotr, tłusty, rumiany młodzieniec, z włosami utrefionemi. Podniósł do góry rękę, ozdobioną pierścieniami i naramiennikami. Chciał mówić, ale oklaski, świstanie i śmiechy pokryły jego głos. Widać było tylko, że gestykuluje, otwiera usta, prosi o coś, gniewa się. Wzywał zgromadzonych do milczenia.
— Heretyk, heretyk! — wołali katolicy i Manicheusze. — Strącić go z kazalnicy! Niech nie bezcześci domu Bożego słowem przeklętem.
Bezskutecznie zachęcali Aryanie swojego kandydata oklaskami; przeciwnicy zmogli ich większością głosów.
A z dworu, z tłumu, zebranego przed kościołem, wracało echo wrzawy piekielnej, przenikając grube
Strona:PL Teodor Jeske-Choiński Ostatni Rzymianie Tom I.djvu/214
Ta strona została skorygowana.