Strona:PL Teodor Jeske-Choiński Ostatni Rzymianie Tom I.djvu/217

Ta strona została skorygowana.

Stanąwszy przed ołtarzem, ukląkł, wyciągnął ręce do krucyfiksu i modlił się wśród grobowego milczenia zebranych. Nikt nie śmiał mu przerwać głośniejszym oddechem. Nawet wikaryusz Liguryi i Emilii przestał się pogardliwie uśmiechać.
Bo ten nizki, chudy, wątły mąż był najpotężniejszym i najodważniejszym biskupem w cesarstwie rzymskiem. Gniew imperatorowej Justyny, wdowy po Walentynianie I, złamał, porywczość i dumę Teodozyusza upokorzył, zmienność Gracyana nagiął do swoich celów, nieustraszony w walce ze złością ludzką. Oddany każdą kroplą krwi, każdą myślą Kościołowi, nie oszczędzał majestatu „boskich i wiecznych panów”, kiedy nadużywali swojej władzy. Teodozyuszowi, splamionemu krwią niewinną, zabronił wstępu do katedry medyolańskiej i zażądał od niego pokuty publicznej.
I wielki imporator uległ posłusznie wielkiemu biskupowi, pierwszy z pomiędzy monarchów chrześciańskich.
Nie łasce rządu lub gminy zawdzięczał Ambrozyusz swoje wysokie stanowisko. Nie on ubiegał się o stolicę medyolańską, lecz gmina błagała go bardzo długo, zanim się do jej prośby przychylił.
Potomek wielkiego rodu rzymskiego, patrycyusz, syn prefekta pretoryum, krewny Symmacha i wielu innych dygnitarzów Italii, wychowany przez retorów i filozofów greckich, należał on w pierwszej połowie swojego życia do stronnictwa narodowego. Chrześcianinom został tylko wypadkiem.
Kiedy w Medyolanie umarł biskup Auksencyusz, wyznający herezyę Aryusza, rządził właśnie