Strona:PL Teodor Jeske-Choiński Ostatni Rzymianie Tom I.djvu/235

Ta strona została skorygowana.

zgaśnie Rzym, jak gaśnie lampa, której odjęto oliwę. Przodkowie twoi wołają do ciebie z krainy cieniów: szanuj starość bogów, co dali nam, ojcom twoim, tyle cnoty i chwały.
Symmachus mówił ciepło, serdecznie. Wyciągnął ręce do biskupa i powtórzył głosem podniesionym:
— Szanuj starość naszych bogów, Ambroży uszu!
Oczy biskupa, patrzące dotąd na konsula, zwróciły się w górę, a z jego ust spłynęły słowa ciche:
— Nie w ręku mojem, ani Teodozyusza spoczywają losy Rzymu. Ktoś mocniejszy odemnie i od niego postanowił waszą zagładę, my zaś jesteśmy tylko narzędziami tego Kierownika świata. Choćby Teodozysz cofnął ostatnie edykty, spełni się mimo to nad wami przeznaczenie. I tylko wtedy przedłuży Rzym swoje istnienie, tylko wtedy będzie rozkazywał dalej ludzkości, gdy rzuci się do stóp Chrystusa i stanie się jego synem najwierniejszym.
Wolno opadły ręce konsula. Pochylił głowę, zawiedziony i rzeki z wyrzutem:
— Prosiłem cię, abyś mówił do mnie językiem męża świeckiego.
— Mówię właśnie tym językiem — odpowiedział biskup.
— Słyszę mowę kapłana chrześciańskiego, wroga przeszłości rzymskiej.