Strona:PL Teodor Jeske-Choiński Ostatni Rzymianie Tom I.djvu/239

Ta strona została skorygowana.

założył ręce poza siebie i rzekł z drwiącym uśmiechem:
— Więc radzisz nam, abyśmy się rzucili do stóp twojego Boga i zapomnieli o przeszłości? Za tę cenę obiecujesz nam panowanie nad ludzkością?
Na bladą twarz biskupa wystąpiły ceglaste rumieńce. Męczyła go rozmowa z poganinem. Mimo to odpowiedział bez gniewu:
— Nad ludzkością panuje zawsze ten, kto rozumie głos Boga i wciela posłusznie Jego zamiary. Bogu spodobało się rozszerzyć godność człowieczeństwa, którą dawny Rzym zagarnął dla swoich dzieci, na całą ludzkość i podnieść śmiertelników do siebie za pomocą cnót, nieznanych naszym przodkom. Jeżeli się Rzym stanie rzecznikiem tego nowego przykazania, wówczas będzie dalej panem świata...
— A jeżeli się nie ukorzy przed mądrością niewolników? — podchwycił konsul.
— Wówczas zostaną po nim w krótkim czasie tylko ruiny i groby.
Symmachus patrzył długo z żalem na biskupa. Potem załamał ręce i zawołał:
— Ty nie jesteś już Rzymianinem, Ambrozyuszu!...
I zaczął znów chodzić po sali krokiem szybkim, niespokojnym, unoszony gniewem, który wrzał w jego duszy.
Wiedział on bardzo dobrze, co biskup nazywał nowemi cnotami i nowym porządkiem, jawność bowiem nauki Chrystusowej zdjęła z niej oszczerstwa pierwszych l rzęch wieków. Żaden z oświeconych pogan czwartego stulecia nie wierzył w plotki prze-