Strona:PL Teodor Jeske-Choiński Ostatni Rzymianie Tom I.djvu/246

Ta strona została skorygowana.

i gór niebotycznych. Najszersze rzeki przebywaliśmy wpław, po skałach iberyjskich pięliśmy się, jak dzikie kozy, z kniei wyprowadzaliśmy turów za rogi... Pamiętam, raz...
— Miałeś mówić o porwaniu mojej matki — przerwał mu wojewoda.
— O, wasza matka... Piękna to była pani, tak piękna, że jej sama imperatorowa Justyna zazdrościła urody. Kiedy przybyliśmy z nią na dwór cesarski do Medyolanu, potracili nawet senatorowie mądre głowy. Dawano dla niej biesiady, igrzyska, sprowadzano histryonów z Rzymu, śpiewaków z Aleksandryi, skoczków z Konstantynopola. Ale wasz rodzic, panie, nie lubił, żeby ktoś obcy sięgał po jego własność, chociażby tylko spojrzeniem pożądliwem. Bauto Fabricyusz nie znał się na żartach. Było niebezpiecznie narazić się jego gniewowi. Pamiętam, raz...
— Ojciec mój spotkał się z moją matką w południowej Gallii przerwał mu znów wojewoda.
— Polowaliśmy z imperatorem Gracyanem w lasach, rozciągających się u stóp Pirenejów. Wy wiecie, panie, że boski Gracyan miłował nadewszystko łowy i otaczał się najchętniej mężami naszego plemienia, za co ściągnął na siebie zemstę Rzymian. Biedny pan... Gdyby nie był tak młodo zginął, nie byliby się Frankowie Arbogasta rozgospodarowali w Gallii, jak u siebie. Allemanom zaczyna być duszno na dworze w Wiennie...
Wojewoda poruszył się niecierpliwie na krześle.
— Przypominam ci po raz trzeci — wtrącił iż czekam na powieść o porwaniu mojej matki.