Fausty Auzonii. Byłażby i ona tak uległa, jak jego matka, kochałażby i ona Boga swojego małżonka? — pytała jego tęsknota.
Z surowej twarzy kapłanki biła taka stanowczość, że nie zachęcała wcale jego nadziei.
— Nie wszystkie niewiasty poddają się rozkazowi mężów — odezwał się półgłosem.
Ale Teodoryk potrząsł siwą głową.
— Wszystkie, panie — mówił — jeśli mąż jest mężem prawdziwym.
— Czy nie widziałeś nigdy niewiast, opierających się mężom?
— Widziałem takich dużo, wówczas jednakże nie byli ich mężowie mężami.
— Mówiłeś, że mój ojciec...
— Wasz rodzic, panie — wtrącił Teodoryk żywo — wykonywał zawsze to, co sobie postanowił. Gdy powiedział: tak będzie! to tak było. Kiedy mu wasz dziad odmówił córki, zmarszczył się tylko i spojrzał na mnie. Ja domyśliłem się zaraz, co to spojrzenie znaczy. Wychodzimy z domu onego kapłana pogańskiego, dosiadamy koni i pędzimy jakiś czas w milczeniu, jakby nas śmierć ścigała. Nagle zatrzymał się wasz rodzic, osadził ogiera jednem szarpnięciem wodzów na tylnych nogach i westchnął, niby tur raniony. Aż mnie ciarki przeszły po skórze. Chyba zapali temu czcicielowi słońca, czy miesiąca dach nad łbem upartym, pomyślałem sobie. Wzdychał, sapał, mruczał, wreszcie krzyknął: „jeszcze dziś wrócimy...”
— I wróciliście? — zapytał wojewoda, który słuchał z rosnącem zajęciem.
Strona:PL Teodor Jeske-Choiński Ostatni Rzymianie Tom I.djvu/249
Ta strona została skorygowana.