Strona:PL Teodor Jeske-Choiński Ostatni Rzymianie Tom I.djvu/255

Ta strona została skorygowana.

Na nieprzyjazne milczenie Rzymian odpowiedział Fabricyusz chłodnem, pogardliwem spojrzeniem. Niechby tylko który z bałwochwalców ośmielił się znieważyć w jego osobie przedstawiciela rządu chrześciańskiego — skinąłby na legionistów i nauczyłby tę hałastrę szasunku dla wysłańca imperatora.
Ale na ulicy nie podniosła się ani jedna ręka. Wszakże nakazał Flawianus ludowi spokój i cierpliwość, a prefekt wiedział najlepiej, jak się należy w ciężkiem położeniu zachować. On i Symmachus myślą za wierne sługi bogów narodowych. Gdy nadejdzie pora właściwa, podadzą oni sami dzieciom Romy broń do ręki.
Fabricyusz lekceważył niechęć, z jaką się wszędzie spotykał. Kiedy orszak skręcił na Pole Marsowe, zalane o tej porze tłumami, kazał się nieść główną aleją, przez najgęstszą ciżbę, nie zwracając pozornie uwagi na obrażone spojrzenia, które ścigały monogramy chrześciańskie. Widział je bardzo dobrze i bawił się ich złością niemocną.
Histryonka Emilia mieszkała w własnym domu, w pobliżu teatru Pompejusza.
Słynnej tragiczki nie podziwiał wojewoda nigdy na scenie, bo jego nienawiść do wszystkiego, co przypominało dawny Rzym, omijała teatry, amfiteatry i hipodromy stolicy, lecz słyszał o niej dużo. Mówiono o niej często w Wiennie, zachwycając się jej urodą i talentem lub gorsząc się zgubnym wpływem, jaki wywierała na bogatą młodzież rzymską. Kapłani nazywali ją publiczną gorszycielką i domagali się od imperatora, aby rozpustną tragiczkę ukarał banicyą.