Strona:PL Teodor Jeske-Choiński Ostatni Rzymianie Tom I.djvu/256

Ta strona została skorygowana.

Bez ciekawości zbliżał się Fabricyusz do domu Emilii. Dla niego było mieszkanie histryonki jaskinią grzechu, zaś ona sama wcieleniem występku.
Ta jaskinia grzechu nie robiła na zewnątrz bynajmniej wrażenia brudnej nory, zbrukanej orgiami. Lektyka zatrzymała się przed portykiem, którego kolumny okręciła umiejętna ręka wieńcami mirtowemi. We drzwiach, otwartych na rozcież, stał olbrzymi Germanin w tunice barwy perłowej, trzymający długą trzcinę ze złotą gałką.
— Wojewoda Italii! — krzyknął jeden z laufrów, podbiegłszy do oddźwiernego.
Germanin odwrócił się i powtórzył głośno:
— Wojewoda Italii!
Natychmiast wypadło z przedsionka dwóch murzynków i pomogło wojewodzie wysiąść z lektyki.
Na progu sali przyjęć wskazał mu dalszą drogę Grek, przez kurytarz przeprowadził go Syryjczyk; każdą nową kotarę odchylał niewolnik innej narodowości. A wszyscy mieli na sobie jasne suknie, na głowach wieńce, na twarzach zdrowie i zadowolony, pogodny uśmiech.
Histryonka Emilia była widocznie panią łaskawą, gdyż roztaczała naokoło siebie wesele.
Kiedy wojewoda wszedł do jadalni, zalała mu oczy taka fala migotliwego światła, iż nie mógł w pierwszej chwili nic rozróżnić, ani ludzi, ani sprzętów. Zewsząd płynęły ku niemu czerwone, fioletowe, żółte i zielone smugi, tryskające z alabastrowych lamp, osłoniętych przezroczystemi tkaninami. W tę powódź różnobarwnych półcieni wpadały jasne prądy, które, łącząc się z niemi i mieszając-