— Albo kto kocha, ten się modli.
— Wynika z tego, że Emilia jest z nas wszystkich najbogobojniejszą.
W sali zatrzepotał wesoły śmiech. Śmiali się goście, śmiała się gospodyni.
— Ubóstwimy Emilię po śmierci! — zawołał ktoś.
— Za życia, za życia! — domagała się Emilia.
— Wystawimy świątynię przeczystej dziewicy, która się tak gorliwie na ziemi modliła.
— Nasze wnuki i prawnuki będą paliły kadzidła na jej ołtarzu.
— Białe jałowice będą dla niej nieszczęśliwi kochankowie zarzynali.
— O, Emilio, boska, nieśmiertelna Emilio, wstaw się za nami do matki Wenery!
I wyciągnęli patrycyusze rzymscy ręce do histryonki i nucili półgłosem pieśń kapłanów bogini miłości.
— O, Emilio, boska, nieśmiertelna Emilio! — powtarzali za każdą zwrotką.
Ona wzięła ze stołu złotą lutnię, dotknęła palcami srebrnych strun i recytowała wolno, głosem śpiewnym, ustęp z „Antygony”:
Miłości! Twoja potęga
Niezłomna wszędzie dosięga,
Urok na licach dziewicy,
W wieśniaczej składasz świetlicy;
Na morskie zstępujesz tonie,
Każdego moc twa owionie.