Strona:PL Teodor Jeske-Choiński Ostatni Rzymianie Tom I.djvu/264

Ta strona została skorygowana.

— Cześć i chwała, naszym boskim imperatorom! — zawołała Emilia!
Fabricyusz strząsnął szybko kilka kropel na posadzkę i wlał w siebie, napój ognisty.
— Niech Bóg prawdziwy zachowa jak najdłużej naszych wiecznych panów dla chwały państwa i świętej wiary Chrystusa! — wyrzekł.
— Niech ich zachowa! — wtórował mu Walens.
Rzymianie milczeli...
Żaden z młodych bogaczów, należących do stałych gości Emilii, nie brał udziału w sprawach publicznych i nie troszczył się o taką lub inną wiarę, wszyscy wyznawali tylko kult stołu, dzbana, gry i pięknego ciała niewieściego, lecz i na ich obojętne dusze padł cień groźnej chwili i oni nie lubili imperatorów, którzy zaprzysięgli zgubę dawnemu porządkowi.
— Niech ich ów bóg nędzarzów i barbarzyńców przeniesie jak najprędzej do królestwa niebieskiego Galilejczyków — odezwał się jeden z paniczów półgłosem.
— Nie pozazdrościmy im chwały w krainie cieniów — mruknął drugi.
Salę zaległa przykra cisza, świadcząca, że się do towarzystwa wcisnął obcy, niepożądany żywioł. Poganie i chrześcianie spoglądali na siebie z pod czoła.
Emilia, zmiarkowawszy, iż potrąciła o przedmiot drażliwy, kazała napełnić puhar powtórnie i mówiła:
— Godzi się nowicyusza wtajemniczyć w nasze misterya. Wiedz i pamiętaj, wojewodo, że w granicach mojego państwa nie ma miejsca dla bogów.