Dla nich nie istnieją starzy i nowi Rzymianie. Kto służy wiernie imperatorowi rzymskiemu, ten jest ich wrogiem dziedzicznym.
Fabricyusz nie pragnął w istocie całować stóp jakiegoś Fritigerna, Bauta lub Hermana.
Jak wszyscy synowie przybocznych strażników cesarskich, był i on szczerym sługą korony rzymskiej. Wszakże ten rząd obsypał go łaskami i przywilejami i postawił wysoko w hierarchii wojskowej. Łączyła go z nim nadto wspólna wiara.
Cóż go mogli obchodzić pogańscy ziomkowie, sprzedający swój miecz każdemu, kto dobrze płacił? Między nim a plemieniem, z którego wyszedł, nie było już żadnej spójni. Wychowany w pobliżu dworu cesarskiego, uważał się za Rzymianina i jeśli nienawidził mieszkańców Italii, to tylko dlatego, że nie chcieli się ukorzyć przed Bogiem nowych czasów i odmawiali jemu tytułu Rzymianina.
Lecz możliweż, aby barbarzyńcy zawładnęli kiedykolwiek cesarstwem?
Fabricyusz, który patrzał od lat najwcześniejszych na blask, roztaczany na dworze cesarskim, który widział mnogich królów i książąt u stóp „Jego Wieczności,” i prowadził do boju Franków i Allemanów, mordujących własnych ziomków dla chwały imperatora, nie podzielał obaw Walensa. Któżby się ośmielił podnieść rękę na najpotężniejsze państwo świata.
— Odpuść mi, komesie — rzekł — że mam lepsze mniemanie o sile cesarstwa od ciebie. Barbarzyńcy są dotąd dziczą, która, mimo swej dzielności wojennej, rozpadnie się na strzępy, na wrogie sobie
Strona:PL Teodor Jeske-Choiński Ostatni Rzymianie Tom I.djvu/279
Ta strona została skorygowana.