Strona:PL Teodor Jeske-Choiński Ostatni Rzymianie Tom I.djvu/280

Ta strona została skorygowana.

plemiona i plemionka, gdy jej zabraknie naszego przewodnictwa. Są oni groźni tylko w naszem ręku.
— To przewodnictwo zaczyna im już zawadzać — odparł Walens. — Gdybyś walczył, jak ja, pod Adryanopolem i był świadkiem popłochu, jaki panował po owej strasznej bitwie w Konstantynopolu, nie lekceważyłbyś potęgi barbarzyńskiej. Tej dziczy potrzeba tylko dobrego wodza, aby nas zmiażdżyła. Sam Arbogast dałby nam radę i dlatego postąpił Walentynian nieroztropnie, że posłał cię do Rzymu bez jego wiedzy. Nie należy drażnić dumy Arbogasta.
— Nasz boski pan nie może być zależnym od dumy swojego wodza.
— Każdy imperator powinien być zależnym od dobra państwa.
— Arbogast nadużywa swoich zasług.
— Mniejsi od niego nadużywają swojego stanowiska, a Teodozyusz udaje, że nie wie nic o ich zuchwalstwie, cała bowiem sztuka męża stanu polega na tem, by znosić wszystko do czasu. Jest w Tracyi, w głównym obozie Gotów, gołowąsy chłopiec, którego ta szarańcza mianuje księciem. Imię Alaryka nosi ten dzieciak. Ów Alaryk rzucił nam przed kilku tygodniami tę samą obelgę w twarz, jaką ty dziś znieważyłeś patrycyuszów. Psami rzymskimi nas nazwał, dworakami, sługusami, a Teodozyusz kazał zapomnieć obrazy. Czy wiesz dlaczego? Bo za tym młokosem stoi miłość Gotów, którzy czekają tylko na śmierć starego Fritigerna, aby go królem swoim obwołać. Dla spokoju państwa należało połknąć i strawić psa rzymskiego, dworaka, sługusa,