Strona:PL Teodor Jeske-Choiński Ostatni Rzymianie Tom I.djvu/326

Ta strona została przepisana.



X.



Ciemna, pochmurna noc stała nad ogrodem westalek. Od czasu do czasu wypadał z poza Kapitolu wicher północny, wstrząsał konarami drzew, chwytał resztki zwiędłych liści i gnał je przed sobą, zmieszawszy z kurzem ulicy.
W okrągłej świątyni, w celi środkowej, na niskim, marmurowym ołtarzu, palił się w glinianych naczyniach święty ogień. Nie iskra, wywabiona z kamienia ręką ludzką go roznieciła, lecz promienie słoneczne. Z nieba pochodził.
Strzegł go z jednej strony posąg bogini, a z drugiej Fausta Auzonia, spoczywająca na złoconem krześle, podobnem do kurulnych.

Do kolan kapłanki tuliła się czternastoletnia dziewczyna. Złożywszy głowę na łonie Fausty, łkała zcicha. I ona miała na sobie suknię dziewic Westy, lecz bez welonu i opaski. Była nowicyuszką[1].

  1. Do służby Westy wybierano dziewczęta między szóstym a dziesiątym rokiem życia. Przez pierwsze lat dziesięć były nowicyuszkami, przez drugie kapłankami, przez trzecie nauczycielkami nowicyuszek.