Strona:PL Teodor Jeske-Choiński Ostatni Rzymianie Tom I.djvu/328

Ta strona została skorygowana.

my, stróżki jego Palladium, przejść przez życie bez zwykłych radości ludzkich.
— Potrzebaż narodowi koniecznie ofiary z łez niemocnego dziecka? Tylu mężów doświadczonych poświęca myśli swoje ojczyźnie... Cóż Rzymowi po rozpaczy drobnej, szarej ptaszyny, tłukącej główkę o ściany klatki? Ofiara przymuszona nie może być miłą bogini, a mnie nie pytał nikt o moją wolę, gdy mnie zamykano w tym grobowcu złoconym. W szóstej wiośnie życia oddał mnie okrutny rodzic w służbę Westy. Dlaczegóż wybrał arcykapłan właśnie mnie, której dusza nie znosi samotności i załamuje się pod brzemieniem ofiary?
— Zakryte są dla oczu ludzkich zamiary bogów. Godność dziewicy Westy przyniosłaś ze sobą na świat, skoro wybór arcykapłana padł na ciebie.
— Czemże mogłam zasłużyć na łaskę bogini, ja, której serce wyrywa się do rozkoszy i swobody? Jeśli Westa upodobała sobie mnie z pośród tłumu dziewcząt, to dlaczego nie zgasiła we krwi mojej ludzkich pożądań? Ten żar trawi mnie, dusi, pożera. Nie czuję w sobie ducha świątobliwości...
Nowicyuszka rozwiązała u szyi taśmy tuniki, jak gdyby ją rzeczywiście coś dusiło, i wybuchnęła głośnym płaczem.
— Nie wytrzymam w tem więzieniu, nie wytrzymam! — wołała.
Fausta objęła jej głowę ramieniem i przygarnęła ją do siebie. Przez pewien czas milczała, pozwalając płynąć łzom dziewczyny bez przeszkody. Potem schyliła się nad płaczącą i mówiła szeptem: