Strona:PL Teodor Jeske-Choiński Ostatni Rzymianie Tom I.djvu/330

Ta strona została przepisana.

kapłana i obywatela — zbliża nas do bogów nieśmiertelnych. Wszystko inne posiada człowiek wspólnie ze zwierzęciem, i miłość i głód i pragnienie. Skarby wody, ziemi i powietrza, dobroczynne ciepło słońca i kojące ciemności nocy dzielimy z ptakiem, rybą, czworonożnym mieszkańcem pól i lasów, z płazem nawet. Jedna tylko ofiara z pragnień osobistych, zdeptanych dla cudzego dobra, wznosi nas po nad całe żywe stworzenie. A my, dziewice Westy, poświęcamy się dla dobra nieprzejrzanych tłumów, bo dla szczęścia narodu rzymskiego. Nasze łzy zmywają grzechy tysięcy tysiąców, nasza modlitwa dodaje otuchy strapionym dzieciom przesławnej Romy. Dla takiego celu warto się wyrzec owych przemijających wzruszeń, które ludzie rozkoszą nazywają. Ilekroć ci tęsknota młodości uprzykrzy służbę przy żniczu narodowym, przypomnij sobie, iż jesteś Rzymianką, a żal twój roztopi się w boskiem uczuciu spełnionego obowiązku.
Nowicyuszka słuchała z wytężoną uwagą, oparłszy łokcie na kolanach Fausty. Łzy zasychały na jej policzkach. Tylko usta drgały boleśnie i broda podnosiła się, jak u nieutulonego jeszcze dziecka.
— Słowa mądre płyną z warg twoich — mówiła głosem zmęczonym — ale tak zimne i bezlitosne, jak rozum starców. Nie każdemu dano panować nad pragnieniami młodości z siłą dojrzałego męża. Mojego ciała nie wyrzeźbili bogowie z kamienia.

Na dworze zawył wiatr, sypiąc na świątynię tumany liści. Przez odemknięte drzwi wcisnął się do celi[1] prąd chłodnego powietrza, wpadł na ołtarz

  1. „Cella“ świątyni — „sanctuarium.“