Strona:PL Teodor Jeske-Choiński Ostatni Rzymianie Tom I.djvu/339

Ta strona została przepisana.

naginał wolę. Jasne włosy spadały w puklach na jego ramiona, a ona pieściła te włosy.
Teraz nie omylił jej słuch... Ktoś stąpał rzeczywiście po wschodach... otworzył drzwi...
Fausta podniosła głowę i oddech zamarł jej w piersiach... Na progu świątyni stał Fabricyusz. Cieńźe to jego lub twór jej wyobraźni?
To był on, żywe wcielenie tego, którego widziała przed chwilą w śnie rozkosznym. Odrzucił z głowy kaptur płaszcza, przypadł do niej, zgiął kolana i mówił szybko, dyszącym głosem namiętności.
— Nienawiść i przesądy całych wieków oddzielają mnie od ciebie górą nieprzebytą, ale dla miłości mojej nie ma gór nieprzebytych, zemsty twoich bogów, kary twojego narodu, hańby i śmierci. Miłość moja pójdzie za tobą przez góry i morza, zdusi przesądy i groźby, jak zawistne gadziny, zdepcze wszystkie przeszkody i ogarnie cię takim płomieniem, iż się w nim twoje dumne serce roztopi i zleje z mojem. Fausto, ja ciebie kocham. Kocham cię, jak nic na ziemi, więcej od sławy żołnierza, od obowiązku sługi cesarskiego, od pamięci matki. Ty jesteś duszą mojego ciała, krwią mojego serca, pierwszą i ostatnią, jedyną myślą moją. Twój obraz idzie przedemną w dzień, kołysze mnie do snu wieczorem, mieszka we mnie w nocy. Bez ciebie zmienią się dla mnie woda i powietrze w truciznę. O, Fausto, Fausto!..
Rzucił się twarzą na posadzkę i zmiatał włosami proch z pod jej stóp.
— Kochaj mnie, bądź moją! — szeptał.
Ona zapomniała w tej chwili, że wróg Rzymu i Galilejczyk obraża w niej swoją miłością patryotkę