Strona:PL Teodor Jeske-Choiński Ostatni Rzymianie Tom I.djvu/340

Ta strona została przepisana.

rzymską i kapłankę Westy. Widziała przed sobą tylko wcielenie swoich marzeń, ukochany twór wyobraźni, któremu zagraża wielkie niebezpieczeństwo.
Stała się rzecz niesłychana. Mężczyzna ośmielił się wtargnąć w porze nocnej do przybytku Westy, niepomny okrucieństwa prawa.
— Wyjdź ztąd, wyjdź, nieszczęsny! — zawołała pobladłemi ustami. — Opuść natychmiast to straszne miejsce, które śmierć hańbiąca okrąża. Miej litość nad sobą!
On podniósł do niej ręce i mówił dalej:
— Niech obawa o mnie nie zatrważa twojego serca. Oko i ucho wiernego sługi bronią mnie przed nagłą napaścią. Nikt nam nie przeszkodzi. Od kilku tygodni szukałem sposobności, aby się do ciebie zbliżyć, lecz twoja suknia kapłańska stoi między mną a tobą, jak smok z paszczą ognistą. Rzuć tę suknię nienawistną, która cię pozbawiła swobody, rzuć to smutne więzienie, w którem młodość twoja zwiędnie przedwcześnie, rzuć te spróchniałe przesądy rzymskie, albowiem ostatnia ich godzina już wybiła. W objęciach moich czeka cię życie, szczęście, rozkosz i wiara prawdziwa wiara nowych ludów, przeznaczonych przez Boga do panowania nad światem. Pójdź ze mną! Nad modremi wodami morza Śródziemnego uścielę dla ciebie takie gniazdko, iż ci go najwięcej ukochane niewiasty będą zazdrościły i służyć ci będę z uległością najwierniejszego niewolnika.
Dotknął spieczonemi wargami stóp Fausty, ale ona podniosła się szybkim ruchem z krzesła i cofnęła się za ołtarz.