Strona:PL Teodor Jeske-Choiński Ostatni Rzymianie Tom I.djvu/343

Ta strona została przepisana.

pragnęło twojego widoku, ucho twojego głosu, dusza twojego uśmiechu. Przeto stałem się głuchy na przestrogi rozwagi i przyszedłem do ciebie, żeby ci powiedzieć, iż jesteś mi droższą nad wszystko, co dotąd uwielbiałem. Możesz mnie od siebie odtrącić, lecz shańbić się nie pozwolę. Jeżeli mi przeznaczono zginąć śmiercią niesławną, podzielisz ty ze mną tę dolę niewolniczą.
Fausta ochłonęła z przerażenia. Ten barbarzyniec groził jej hańbą i chciał ją zmusić do powolności?...
Zakipiał w niej gniew. Nie byłożby wyjścia z tej matni?
Obejrzała się dokoła... Na ścianie wisiał święty puklerz i miecz Juliusza Cezara.
Zanim się Fabricyusz domyślił, co chce uczynić, zerwała ze ściany miecz i puklerz i stanęła uzbrojona przy ołtarzu.
Zabić możesz mnie — zawołała lecz hańba nie pójdzie za mną do grobowca Auzoniów. Będę się broniła z rozpaczą gladyatora, by lud mój wiedział, że uległam przemocy. Zbliż się, jeśli twoja wiara pozwala przelać krew kobiety.
Uderzyła celniej, aniżeli się spodziewała.
Fabricyusz zbladł, słowa bowiem Fausty przypomniały mu Boga dobroci i cierpliwości. Szatan, czyhający na jego duszę, odebrał mu rozum, aby go zgubić.
— Nie śmierci twojej pożądam — odezwał się głosem smutnym — lecz miłości. Nie opieraj się szczęściu, Fausto, albowiem kwiat szczęścia kwitnie tylko raz w życiu.