Strona:PL Teodor Jeske-Choiński Ostatni Rzymianie Tom I.djvu/346

Ta strona została przepisana.

Jeżeli Fausta Auzonia, która była dotąd chlubą dziewic Westy, ulegnie podszeptom samolubstwa niewieściego wyrzucał jej głos obowiązku to któż będzie stał na straży tradycyj rzymskich, zagrożonych przez zabobon wschodu? Rzymiance nie wolno mieć serca kobiety w chwili ciężkiej dla ojczyzny.
A serce kobiety przekonywało:
— Ten odważny żołnierz naraził dla ciebie cześć swoją i życie. Nienawiści nie złożył u stóp twoich, lecz miłość, najrozkoszniejszy sen, najgorętsze pragnienie niewiasty. Któraż z cór wilczego plemienia nie chciałaby być tak namiętnie kochaną i pożądaną? Miłość nie znieważa nigdy kobiety. Nie płać mu srogością za uczucie, którego sami bogowie zazdroszczą śmiertelnikom.
Miotana burzą wewnętrzną, rzuciła się Fausta na stopnie ołtarza:
— Nie mogę... nie mogę... — mówiła. — Swoje lata młode oddam bez oporu ojczyźnie, gdy ich ona odemnie zażąda, ale on niech żyje... Jeżeli grzeszę, spuść na mnie rękę kamienną, o, przeczysta, i zgruchocz to podłe ciało, trawione jeszcze pożądaniami ludzkiemi. Nie mogę płacić okrucieństwem za miłość... kobietą jestem... Własne marzenia poświęcę, zdepczę w sobie serce, złożonej przysięgi dochowam, lecz niech się jego głowa nie wala na Polu Hańby sponiewierana przez motłoch.
Pierś Fausty podnosiło ciche łkanie.
— Przebacz mi, niepokalana! — modliła się, wyciągnąwszy ręce do posągu Westy. — Wszakże skarżę się tylko tobie.