Strona:PL Teodor Jeske-Choiński Ostatni Rzymianie Tom II.djvu/015

Ta strona została przepisana.

siony w służbie państwa odparł. Oby bogowie dali Symmachowi i Flawianowi starość pogodną.
Poczem zeszedł ze stopni progu i ucałował Juliusza w obydwa policzki.
— Witaj mi — rzekł — i zapomnij pod moim namiotem o przykrościach uciążliwej drogi.
A zwróciwszy się do Konstancyusza Galeryusza, dodał:
I dla ciebie, senatorze, niech mój namiot będzie ogniskiem domowem. Wysłaniec Symmacha i Flawiana jest, przyjacielem Arbogasta.
Skinął na straż. Żołnierze uderzyli tarczami o tarcze, mieczami o miecze. Trębacze zagrali fanfarę.
W przedsionku przypadli do senatorów niewolnicy i rozebrali ich z futer.
— Zgotować dla przesławnych panów ciepłą kąpiel — rozkazał Arbogast. — I niech kucharz przyspieszy posiłek wieczorny.
Wziął Juliusza pod ramię i wprowadził go do sali, w której żarzyły się w bronzowych naczyniach węgle, przysute popiołem.
Przedewszystkiem ogrzejcie skostniałe członki mówił, gdy został sam ze swoimi gośćmi. Mróz tnie tego roku i szczypie, jak już dawno nie pamiętam.
Dziwno mi, że nie zamieniłem się jeszcze w kawał lodu — odezwał się Juliusz, rozcierając zgrabiałe palce. — W górach Recyi ogarniała mnie już taka senność, iż byłem przekonany, że spocznę na zawsze pod śnieżną pościelą. Jak wy możecie oddychać tem straszliwem powietrzem? Szpilki