Strona:PL Teodor Jeske-Choiński Ostatni Rzymianie Tom II.djvu/016

Ta strona została przepisana.

i noże wchodzą do płuc, głos marznie w gardle, nogi i ręce sztywnieją.
Przyklęknął obok jednego z naczyń branżowych, rozdmuchał popiół i obracał się do węgli, to twarzą, to plecami. Od czasu do czasu wstrząsały nim dreszcze.
— Mróz wyłazi że mnie, jak grzech z pokutującego Galilejczyka — dowcipkował.
— Wypędzi go z ciebie ciepła kąpiel i stare wino — pocieszał go Arbogast. — Jutro będziesz wspominał z przyjemnością przebyte niewygody, bo tylko miniony trud zostawia po sobie dobrą pamięć. Jeśli nie znajdziesz u mnie miękkich łóżek i wykwintnych potraw, niech mnie wojna wytłómaczy. Bogatych taborów, jak ci zapewne wiadomo, nie zabieram z sobą nigdy w pole, wszelkie bowiem niepotrzebne rupiecie krępują ruchy żołnierza. Natomiast znajdziesz pod moim namiotem serce życzliwe. Wychylałem z tobą zawsze chętnie dzban uczciwego wina, chociaż z ciebie lichy pijak.
Juliusz, podniósłszy się z kolan, ujął prawicę Arbogasta i odpowiedział:
— Twojemu przyjaznemu dla mnie usposobieniu zawdzięczam poselstwo zaszczytne. Flawianus i Symmachus. znając głęboką cześć, jaką żywię dla ciebie, szlachetny królu, złożyli w ręce moje serdeczny ból narodu rzymskiego.
— Domyśliłem się, iż nie dla przyjemności podróży naraziliście się na chłostę mrozu i na śmierć, czychającą w górach w każdej rozpadlinie na odważnych. Spocznijcie teraz, przesławni ojcowie.