Strona:PL Teodor Jeske-Choiński Ostatni Rzymianie Tom II.djvu/017

Ta strona została przepisana.

Poselstwa waszego wysłucham przy wieczerzy uchem życzliweni.
Kiedy się Arbogast oddalił, zwrócił się Juliusz do Konstancyusza:
— Pozwól mnie mówić, ty zaś dotrzymuj naszemu gospodarzomi towarzystwa przy dzbanie, tę, bowiem sztukę potrafisz lepiej ode mnie. Jest w prawej duszy Arbogasta tylko jedna struna, która dźwięczy złowrogo, gdy na niej zręczna ręka zagra. Za wszystkie skarby i zaszczyty świata nie starga ten wierny sprzymierzeniec węzłów, łączących go z Teodozyuszem, ale kto podrażni jego dumę zaprowadzi go, dokąd zechce.
— Czy Arbogast lubi uciechy dzbana? — zapytał Konstancyusz Galeryusz.
— Pije chętnie i dużo, jak każdy żołnierz, nie widziałem go jednak nigdy bez przytomności. Ci barbarzyńcy mają zdrowie naszych przodków z epoki królów.
W dwie godziny potem wprowadził sam Arbogast swoich gości do małego, niskiego pokoju, którego Bałem umeblowaniem był stół, kilka krzeseł, pokrytych skórami jeleniemi i lampa z miedzi korynckiej. zwieszająca się z pułapu na złotych łańcuszkach.
Ta więcej niż skromna sala jadalna zdziwiła Konstancyusza. Wszakże posilał się w niej mąż najpotężniejszy w cesarstwie po Teodozyuszu. Wiadomem było powszechnie, iż nawą państwa zachodniego sterował nie Walentynian, lecz Arbogast.