Strona:PL Teodor Jeske-Choiński Ostatni Rzymianie Tom II.djvu/030

Ta strona została przepisana.

dla ciebie nominacyę na wojewodę południowej Gallii.
Arbitrio nie dziękował za dygnitarstwo; oczy jego nie rozjaśniły się. Strzepnął z płaszcza okruszyny szkła i oddalił się, obrzucając Arbogasta spojrzeniem, pełnem nienawiści. Nie odpuścił staremu wodzowi zniewagi...
Król, zostawszy sam z senatorami, rzekł do Juliusza:
— Doniosę Flawianowi i Symmachowi, iż wywiązałeś się znakomicie ze swojego zadania. Nie mogli przysłać do mnie lepszego rzecznika waszej sprawy. Będę się starał odwrócić od was gniew Teodozyusza i uczynię wszystko, co jest w mojej mocy, aby złagodzić surowość edyktów zeszłorocznych. Lecz tylko pośrednictwem mogę wam służyć. Gdyby się Teodozyusz nie chciał przychylić do mojej prośby, radźcie sobie dalej sami. Nierozum Walentyniana nie zmusi mnie do zerwania przymierza z Teodozyuszem. A teraz spocznijcie, bo zarobiliście sobie na sen pod dachem bezpiecznym.
Wydał głuchym niewolnikom jakiś rozkaz na migi i oddalił się chwiejnym krokiem.
— Dnia dzisiejszego nie straciliśmy — odezwał się Konstancyusz.
— Tego Arbitria — mówił Juliusz — przysłały nam duchy opiekuńcze Rzymu. Jego nieudane poselstwo posunęło naszą sprawę dalej, aniżeliby to najwymowniejsze sprawiły słowa. Reszty dokonają przedwczesne ambicye Walentyniana, które należy rozdmuchać w płomień niszczący. W tym celu udamy się natychmiast do Wienny, aby nas Teodozyusz