Strona:PL Teodor Jeske-Choiński Ostatni Rzymianie Tom II.djvu/034

Ta strona została przepisana.

na północ i południe, a gdzie zaszumiał ich okrzyk wojenny, tam padali sędziwi książęta do stóp młodego Hilderyka. Nie było po obu stronach Renu szczęśliwszego pana nad króla Hilderyka.
Ustala, krzepiąc się piwem.
Zajęci powieścią starej baby, nie zauważyli wojownicy, że Arbogast zbliżył się do ogniska.
Stanął pod murem i słuchał.
— Wieść o zwycięstwach szczęśliwego Hilderyka — ciągnęła baba dalej — doszła do uszu rzymskiego imperatora. Przeto wysłał do naszego króla swoich panów z darami i pokłonem i w te do niego kazał przemówić słowa: „Szkoda twojej młodości i waleczności w lasach Frankonii. Z cnót twoich nie wykwitnie tam dla ciebie taka sława, jaką ci bogowie przeznaczyli. Jeśli chcesz, by blask twojego imienia olśnił cały świat, przyjdź do mnie ze swoim ludem, a ja postawię cię nad mnogimi narodami, które będziesz sądził i prowadził.”
Baba zaśmiała się szydersko.

— He, he, he... Złe duchy króla Hilderyka stały obok niego w chwili, kiedy wysłańcy imperatora przemawiali, złe duchy obałamuciły jego prawe serce, iż uwierzył Rzymianom. Imperatorowi chodziło tylko o potężnego sługę, a królowi Hilderykowi zdawało się, że zdrajca szuka jego przyjaźni[1] Jak niegdyś... dawno temu, tak dawno, iż tylko stara pieśń zachowała pamięć tej hańby... jak przed wielu, wielu wiekami... rodzili się nasi przodkowie z obrożą na szyi, z kajdanami u nóg, i rośli na to, aby zabawiać śmiercią okrutną motłoch rzymski, tak giniecie teraz wy na polach bitew dla chwały tego nikczem-

  1. Przypis własny Wikiźródeł Błąd w druku; na końcu zdania powinna stać kropka.