Strona:PL Teodor Jeske-Choiński Ostatni Rzymianie Tom II.djvu/038

Ta strona została przepisana.

ciu dziewięciu posłusznych. Czy podjąłbyś się nawrócenia poganki, obałamucanej przesądami bałwochwalców?
Już niejedną czcicielkę zabobonów rzymskich przyodziałem w suknię katechumenki.
— Ale tej, którą chcę powierzyć twojej opiece, nie przekonasz słowem dobroci i miłości. Powinieneś znać drogi i środki, wiodące do rozumu.
— Zanim zostałem dyakonem, byłem retorem.
Fabricyusz przypatrywał się znów Prokopiuszowi, jakby szukał w jego rysach potwierdzenia obietnicy.
Na tle żółtej twarzy dyakona świeciły chłodne oczy człowieka, który nie cofa się przed żadną przeszkodą.
Jeśli dokonasz trudnego dzieła — mówił Fabricyusz, zadowolony z badania — polecę cię boskiemu Walentynianowi i postaram się dla ciebie o biskupstwo w Gallii. Ale żądam za to nietylko twojej wymowy. Dopóki nie nawrócisz owej poganki, dopóty nie będziesz pytał o nic, posłuszny moim rozkazom z uległością niewolnika.
Gdy wojewoda wspomniał o biskupstwie, zamigotał w oczach Prokopiusza szybki błysk radości.
— Będę patrzał tylko w duszę owej poganki — odpowiedział — i wsłuchiwał się tylko w jej grzeszne myśli, by znaleźć drogę do jej rozumu, głuchy i ślepy na wszystko, co się naokoło mnie będzie działo. Rozkazuj swojemu niewolnikowi.
Wojewoda skinął na Teodoryka, który strzegł drzwi, prowadzących do sieni, przed ciekawością służby i rzekł: