Strona:PL Teodor Jeske-Choiński Ostatni Rzymianie Tom II.djvu/039

Ta strona została przepisana.

— Skarbnik wypłaci bogobojnemu dyakonowi tysiąc sesterców, szatny wyda mu dwie ciepłe tuniki, kołdrę futrzaną i płaszcz żołnierski.
Zaś do Prokopiusza odezwał się tonem rozkazującym:
— Opuścisz jeszcze dziś Rzym drogą aurelijską, nie mówiąc nikomu, dokąd wyjeżdżasz. W Lunie zatrzymasz się w gospodzie pocztowej i zaczekasz na tego oto sługę mojego i powiernika (wskazał ręką na Teodoryka) i udasz się tam, dokąd ci on wskaże. Wola tego starca jest moją wolą. W Lunie nie będziesz zawierał żadnych znajomości. Przybywszy na miejsce, nie szczędź wymowy i modlitwy, abym cię mógł za nawrócenie poganki wynagrodzić jak najrychlej biskupstwem w Gallii. Pokój z tobą, dyakonie.
— Będę błagał przedwiecznego Boga, aby włożył w głos mój płomienie, zaś w słowa potęgę prawdy. Pokój z tobą, wojewodo.
Kiedy się Prokopiusz oddalił, podniósł się Fabricyusz z sofy, wyjrzał sam do sieni i na boczne kurytarze, a przekonawszy się, iż nie ma nigdzie uszu niepotrzebnych, stanął lak blisko Teodoryka, że ocierał się prawie ciałem o jego ciało.
— Czy wszystko gotowe? — zapytał szeptem.
— Jak rozkazaliście, panie — odpowiedział Teodoryk takim samym głosem przyciszonym.
— Owi zbrodniarze?
— Jest ich pięciu, a żaden z nich nie cofnie się przed zabójstwem rodzonego ojca.
Czy jesteś o tem przekonany?