Strona:PL Teodor Jeske-Choiński Ostatni Rzymianie Tom II.djvu/043

Ta strona została przepisana.

W samą porę opuszczasz to przebrzydłe gniazdo zabobonów pogańskich, bo gdybyś został w Rzymie dłużej, zanurzyłbyś się znów w błocie przesądów bałwochwalczych. Czyń, co rozkazuję. Nie jest rzeczą sługi prowadzić wolę pana.
— Byłem zawsze waszym powiernikiem.
— I dlatego tylko słucham cię tak cierpliwie. Niech cię godność kapłańska tej Rzymianki nie przeraża. Kapłanem nie jest, kto służy zabobonom. Wykradając Faustę Auzonię, uprosisz dla swojej grzesznej duszy miłosierdzie Dobrego Pasterza, bo pracujesz dla Jego chwały. Nawrócona dziewica Westy, krewna prefekta Flawiana, przyczyni dużo blasku naszej świętej wierze.
Teodoryk uśmiechnął się smutno.
— Uczynię, co rozkazujecie — rzekł — lecz pamiętajcie, że was ostrzegałem.
Wojewoda zwrócił się ku drzwiom, wiodącym do jego pracowni. Nagle zatrzymał się i nasłuchiwał zdziwiony.
Z ulicy wnikał przez ściany domu jakiś szum, podobny do wichru jesiennego. To opadał, to podnosił się, milkł i zrywał się, świszcząc przeciągle.
— Cóż to takiego? — odezwał się wojewoda, spoglądając na Teodoryka. — Czyby się pogoda zmieniła?
Stary Alleman wskazał na sufit, w którym znajdował się kwadratowy otwór.
Jasne słońce dnia bezchmurnego wpadało do sali ukośnym, świetlanym słupem, rozkładając się na posadzce błyszczącą smugą.