Strona:PL Teodor Jeske-Choiński Ostatni Rzymianie Tom II.djvu/060

Ta strona została przepisana.

— Bogowie Rzymu opuścili nas oddawna — odpowiedział Symmachus ze smutnym uśmiechem.
— Zostaje nam już tylko zwycięstwo albo zgon zaszczytny. Innego wyjścia nie ma po ostatniej odmowie Teodozyusza.
— Twoja kolej nadeszła, Wiryuszu.
— Co było w mojej mocy, uczyniłem. Legiony Italii są po naszej stronie, prefekt Afryki obiecał nadsyłać z Egiptu tyle zboża, ile go będziemy potrzebowali; pieniędzy i broni mamy poddostatkiem, zwolennicy dawnego porządku, rozrzuceni po całem cesarstwie, czekają na hasło ze stolicy.
Flawianus podniósł połowę togi do góry i opuścił ją wolno ku ziemi.
— Zaczekamy jeszcze na dalsze wiadomości Juliusza, a gdyby były niepomyślne, złożymy losy Rzymu w ręce boga wojny. Niech Mars wybiera między nami a Teodozyuszem.
— Niech wybiera — wyrzekł Symmachus.