Strona:PL Teodor Jeske-Choiński Ostatni Rzymianie Tom II.djvu/086

Ta strona została przepisana.

W miarę, jak posuwali się w górę, rozszerzała się alea[1], łącząc się przed samym pałacem z obszernym kwadratowym dziedzińcem, który się roił od ludzi różnego stanu.
Niewolnicy w szkarłatnych tunikach, obramowanych złotemi frendzlami, urodziwi chłopcy syryjscy, bezwąsy rzezańcy, czarni Nubijczycy z kolczykami w uszach, rudowłosi łucznicy gallijscy — przebiegali to w tę, to w ową stronę. Wojskowi wyższych stopni w srebrnych szyszakach i napierśnikach, przepasani niebieskiemi, żółtemi i czerwonemi wstęgami — urzędnicy w długich, jedwabnych sukniach, naszywanych drogiemi kamieniami, snuli się przed pałacem, mieniąc się w słońcu, jak żuki błyszczące.
W tej powodzi jaskrawych barw i olśniewających blasków rozpłynęły się skromne, białe togi senatorskie bez śladu. Nikt nie zwracał uwagi na patrycyuszów rzymskich, którzy nie mieli na sobie ani medalów, ani naramienników, ani nawet portretu imperatora. Najmniejszy ze sług imperatora zaćmiewał Juliusza i Galeryusza bogactwem sukien.

Do pałacu prowadziły szerokie wschody marmurowe, strzeżone z obu stron przez „protektorów” i „domowników”[2]. Synowie panów frankońskich, allemańskich i gallijskich, wszyscy młodzi i dorodni, wybrani rozmyślnie dla przyozdobienia portyku pałacu cesarskiego, przypatrywali się uważnie każdemu, kto ich mijał. Monogramy chrześciańskie, uło-

  1. Przypis własny Wikiźródeł Błąd w druku; powinno być – aleja.
  2. Protectores i domestici — gwardya cesarzów chrześciańskich; dawniejsi pretoryanie.