Strona:PL Teodor Jeske-Choiński Ostatni Rzymianie Tom II.djvu/096

Ta strona została przepisana.

Kapitolu, rozchmurzy nawet Jowisz czoło gromowładne. A ten bóg galilejski żąda zaraz całego życia, wszystkich myśli i uczuć, obiecując za to nagrodę w królestwie cieniów.
— A ty wolisz być histryonką na ziemi, aniżeli królową po drugiej stronie Styksu — odezwał się Juliusz. — Uczennicy uległej nie mają z ciebie kapłani galilejscy.
— Jeśli będą mnie jeszcze długo męczyli, zbałamucę najświątobliwszego z pomiędzy nich i przyprowadzę go za uszy do Rzymu.
— Tej sztuki chyba nie dokażesz.
— Nie dokażę?
W oczach Emilii śmiał się znów chochlik pustoty.
— Kto się nie lęka kobiety, a jak oni mówią, szatana, ten nie ucieka przed pokusą — odrzekła. — Gdybym tylko chciała...
— Wolisz ją zastosować do urodziwych, zdrowiem tryskających młodzieńców, których nie brak w Wiennie.
Emilia wydęła wargi pogardliwie.
I dla nich szkoda moich spojrzeń i pieszczot — mówiła, wzruszywszy ramionami. — Bo któż ubiega się w tej nędznej dziurze o moje względy? Prawdziwi Galilejczycy, ci, którzy czczą swojego boga, omijają mnie, jak zapowietrzoną. Stronią odemnie także wszyscy bogaci i niezależni barbarzyńcy. Wystawcie sobie, że te niedźwiedzie frankońskie i allemańskie dochowują wiary swoim żonom, nazywając wolną miłość występkiem. Cóż to za kraj, co za pojęcia i obyczaje! Nie miałam wyo-