Strona:PL Teodor Jeske-Choiński Ostatni Rzymianie Tom II.djvu/102

Ta strona została przepisana.

Najlepiej nie odzywaj się wcale, ażebyś słowem nierozważnem nie rozbudził podejrzliwości tych lisów.
Służba histryonki była snać uprzedzona o przybyciu senatorów, bo wywoływacz, nie zapytawszy ich wcale o nazwisko, przeprowadził ich natychmiast przez kilka pokojów, świecąc im kolorową latarką.
— Czy twoja pani ma gości? — zapytał Juliusz.
— Podkomorzy świętej łożnicy przyszedł po zachodzie słońca — odpowiedział niewolnik.
Wskazał na jasną plamę, która rysowała się na tle ciemnego otoczenia i oddalił się cichą stopą.
Julitisz uchylił jedwabnej kotary i zatrzymał się na progu. Wewnątrz, w małym pokoiku, spoczywała Emilia na sofie, zaś u jej stóp klęczał wielki podkomorzy.
— Dlaczego odsyłasz mnie zawsze do dnia następnego? — mówił dygnitarz głosem drżącym. — Jeśli będziesz mnie dłużej męczyła, złamię twój opór przemocą.
Chciał objąć kibić histryonki ramieniem, ale ona usunęła się ze zręcznością węża.
— Gdyby się boski Walentynian dowiedział o twojej grzesznej niecierpliwości — broniła się — odjąłby ci niezawodnie opiekę nad świętą łożnicą. Uczą wasi kapłani, że przestępuje zakon boga galilejskiego, kto spojrzy na kobietę pożądliwie.
— Z zasad naszej wiary zdawaj sprawę przed biskupem, gdy ci to będzie potrzebne do twoich celów, zaś do mnie mów językiem Anakreonta, Katulla i Tibulla.
— Publicznymi gorszycielami nazywają wasi kapłani moich mistrzów.