Na zachodnim skraju nieba zgasła już smuga złocista. Zmrok wieczorny zatarł wszystkie blaski dnia. Modre fale uczyniły się stalowe, zieleń drzew pociemniała.
Powoli kładła się na morze, osnuwała góry, przesłaniała niebo lekka mgła, ale ta mgła była tak przejrzysta, iż wszystkie kontury krajobrazu rysowały się w niej z wyrazistością pełnego oświetlenia. Każdy załom wybrzeża, każdy strzęp urwiska, drobne krzewy nawet odcinały się czystemi liniami od szarego tła wieczoru.
Cisza spoczynku unosiła się nad bezmiernemi wodami, tłumiąc naokoło wszelkie odgłosy wrzawy dziennej.
Nie po raz pierwszy szły z tego miejsca tęskne myśli Fausty ku południowi. Przychodziła ona tu często z ukrytą nadzieją, że ją ktoś spostrzeże i oswobodzi.
Wszakże tam na dole, wzdłuż wybrzeża morskiego, wiła się Julia Augusta, łącząca Italię z prowincyami zachodniemi cesarstwa. Drogą tą pędzili do Wienny kuryerowie Flawiana, ciągnęli kupcy rzymscy, z których każdy, gdyby wiedział, że otarł się prawie o więzienie opłakiwanej w stolicy dziewicy Westy, zawezwałby natychmiast pomocy władzy, aby wydrzeć kapłankę z rąk jej stróżów.
Zaledwie kilka mil[1] oddzielało kryjówkę Fausty od Porta Herculis Monoeci i od Trophea Augusti[2], gdzie składano bogom kapitolińskim hojne ofiary.