trawiła z niecierpliwością rdzy wiązania gmachu, zbudowanego przez zdobywców italskich, rozbudziła świadomość wydziedziczonych i wzmocniła nienawiść barbarzyńców.
Co już Marek Aureliusz przeczuwał, stało się dla ostatnich patryotów rzymskich prawdą, potwierdzoną faktami. Czwarte stulecie widziało wielu królów i wodzów germańskich, stających przed imperatorami bez pokory. I nad nieprzejrzanym ludem niewolniczym szedł już szmer niezadowolenia.
Fausta słyszała zuchwałą mowę barbarzyńców i głuchy pomruk niewolników, widziała, jak nowi ludzie, wyznający przeważnie wiarę chrześciańską, usuwali potomków rodów italskich z rządu i legionów, jak imperatorowie upokarzali rozmyślnie odwieczną stolicę państwa — przeto zamknęło się jej serce dla nauki, która była sprawczynią tego przewrotu. Patryotyzm rzymski wziął jej oku wzrok daleki. Nie uznawała ona współrzędności świeżych plemion i nie chciała rozumieć głosu swojego czasu. Jeśli dawny porządek ma ustąpić innemu — niech się dzieje wola bogów, ona jednakże nie pomnoży smutku swojego narodu. Zdrada westalki okryłaby żałobą wszystkie świątynie cesarstwa.
Cóż ją, kapłankę rzymską, mogła obchodzić dobroć przykazań galilejskich? Wszakże druzgotała ta dobroć jej ołtarze. Ona nie powinna odstąpić niedobitków „wilczego plemienia,” nawet wówczas, gdyby jej zmiana wiary dała najwyższe szczęście kobiety.
Szelest kroków spłoszył przykre myśli Fausty.
Strona:PL Teodor Jeske-Choiński Ostatni Rzymianie Tom II.djvu/126
Ta strona została przepisana.