Strona:PL Teodor Jeske-Choiński Ostatni Rzymianie Tom II.djvu/132

Ta strona została przepisana.



VI.



W bazylice lateraneńskiej w Rzymie, na stopniach marmurowego ogrodzenia, oddzielającego główną nawę od sanctuarium, klęczał Fabricyusz, wpatrzony w wizerunek Ukrzyżowanego Zbawiciela.
Przyszedł on do swojego Boga z sercem, pełnem niepokoju.
Kiedy dusił w szale gniewu Simonidesa, nie przypuszczał, by zabójstwo tego nędznika mogło rzucić czarny cień na jego duszę. Wszakże był to tylko szpieg i zdrajca, który pracował całem życiem na śmierć niespodziewaną. Dziś czy jutro uległby on swojemu przeznaczeniu.
Przelana krew nie zatrważała dotąd nigdy sumienia Fabricyusza. Syn barbarzyńcy, potomek wodzów allemańskich, nie roztkliwiał się nad cierpieniem ludzkiem. Bez żadnego wahania spuszczał miecz na czerep nieposłusznego żołnierza, skazywał